15.08.2015

Champion

Champion

baekyeol

"Gdy ty nie ćwiczysz, ktoś inny trenuje aby skopać Ci dupę"


Pamiętam dzień gdy po raz pierwszy go ujrzałem. Mimo, że wydawał się zmęczony a z jego czoła spadały kropelki potu widziałem szeroki uśmiech na jego twarzy. Widziałem, że nawet podczas treningu jest szczęśliwy. Jego mięśnie napinały się za każdym zadanym ciosem. Stałem tam zafascynowany, ten człowiek był niesamowity. To nic dziwnego że był mistrzem w Korei Południowej. Obserwowałem mnóstwo sytuacji i najodpowiedniejszy moment do ataku oraz obrony, opanowanie pełnego zakresu ciosów atakujących, opartych na wyćwiczonych ruchach, wykonywanych nieprzewidywalnie, szybko, z niezbędną ostrością i siłą, utrwalone ruchy i nawyki podczas obrony, chroniące przed uderzeniami przeciwnika, opanowanie techniki kontrowania ciosów, zawsze łączonych z którymś sposobem obrony. Jedynie dobrze przygotowany bokser doskonale panujący nad swoim ciałem jest w stanie w pełni opanować technikę boksu i skutecznie wykorzystywać ją w walce. Park Chanyeol zdecydowanie był takim człowiekiem. Zza myśleń wyrwał mnie jego głęboki głos i hipnotyzujące oczy, które patrzyły tylko na mnie. Jego trener westchnął i mruknął o dziesięciu minutach przerwy po czym odszedł.
- Czego tu chcesz? Amatorskie treningi są do godziny szesnastej.
Spojrzałem przelotnie na wyświetlacz telefonu, wskazywała ósmą trzydzieści. Unikałem jego wzroku nie wiedząc co powiedzieć. Przecież nie wcisnę mu bajeczki, że pomyliły mi się godziny. Byun Baekhyun jesteś idiotą. Zmarszczyłem brwi i podniosłem głowę.
- Wiem o tym. Mój wujek czasami się trenuje i pomyślałem, że mógłbym go tu spotkać. Przepraszam, nie zwracaj na mnie uwagi. Już mnie tu nie ma. - odwróciłem się napięcie, czułem wypieki na swoich policzkach. Ta, jestem doskonałym kłamcą.
- Zaczekaj! Jak masz na imię? - stanąłem jak wryty i zajrzałem przez ramię. 
- Baekhyun.

"Ból jest najlepszym instruktorem, ale nikt nie chce zostać jego uczniem"

Kolejne nasze spotkanie odbyło się w parku gdy dowiedziałem się, że idzie poćwiczyć na starym magazynie gdzie nikogo nie było. Cieszyłem się, że najlepszy i najbardziej pożądany bokser w Korei Południowej zamienił ze mną choć kilka słów gdy tak naprawdę byłem mu kompletnie obcy. Jeszcze bardziej zdziwił mnie gdy zapytał mnie czy chciałbym się z nim zabrać. Nieco zdezorientowany i szczęśliwy zgodziłem się. Nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Gdy doszliśmy dostrzegłem dwa czarne worki treningowe i kilka starych materacy.
- Na pewno nie będę ci przeszkadzał? - niepewnie zapytałem siadając na murku.
- Przestań zadawać w kółko to samo pytanie bo zmienię zdanie i cię stąd wywalę. - warknął zakładając rękawice bokserskie.
- W ogóle mnie nie znasz, dlaczego chciałeś abym poszedł z tobą?
- Wydajesz się interesującą a zarazem bardzo irytującą osobą Baekhyun. - powiedział na co parsknąłem śmiechem.
Zapamiętał moje imię.
- Chcesz ze mną poćwiczyć? - mruknął. Moje serce zaczęło bić nieco szybciej. Ja? Ja i boks? Naprawdę Chanyeol?
- Uwierz mi, nie chcę abyś patrzył jaką fajtłapą jestem. Nie nadaje się do niczego. Zapomnij. - powiedziałem jednym tchem. Nigdy nienawidziłem jakiegokolwiek sportu i wątpię żeby się to zmieniło, być może także dlatego, że nigdy nie byłem w tym dobry.
- Każdy się do czegoś nadaje. Chodź, spróbuj. - napierał lecz ja nadal nie byłem na tyle przekonany żeby nałożyć rękawice.
Jego uśmiech wystarczył.

"Jestem człowiekiem. Żyję i nie boję się umrzeć, a kiedy umrę, będę w raju i nie będę się o nic martwił"

- Chanyeol?
- Tak?
- Czym tak naprawdę jest dla ciebie boks? 
- Boks przypomina życie. Bo w jednym i drugim, nie oddając ciosów, skazujesz się na porażkę. To twardy sport ale też świetna próba swojego charakteru.


"Nie masz niczego, by mnie pokonać. Cieszę się na tę walkę"

Nasze spotkania odbywały się bardzo często, a dla mnie nawet zbyt często? Dlaczego? Pomimo tego, że od jakiegoś czasu szanowałem i podziwiałem tego mężczyznę zacząłem go kochać.
- Mam nadzieję, że długo nie czekasz. - usłyszałem za sobą odwracając się. Zobaczyłem jego uśmiech. Kochałem jego uśmiech.
- Jasne, że nie. - wcale nie kłamałem. Zza pleców wyciągnął duży bukiet kwiatów. Podszedł bliżej i przysunął je.
- To dla ciebie Baekhyun.
Zrobiło mi się gorąco, wiedziałem, że moje policzki są już różowe ale nie przejmowałem się tym. Byłem cholernie szczęśliwy i zauważyłem, że z biegiem czasu nie stałem się obojętny dla tego olbrzyma.
- Dziękuje. - szepnąłem po czym ustami musnąłem jego policzek.


"Moją największą wadą jest wrażliwość. Jestem bardzo wrażliwym człowiekiem"

Splotłem nasze dłonie opierając swoją głowę o umięśnione ramię Chanyeola. Kochałem go. I on kochał mnie. Niczego wtedy nie brakowało mi do szczęścia. Byłem spełnionym człowiekiem. Byłem z osobą, z której byłem dumny. Byłem z osobą, którą szanowałem. Byłem z osobą, którą podziwiałem. 
- Nie boisz się co powiedzą ludzie gdy dowiedzą się o naszym związku? - zapytałem.
- Nie obchodzi mnie ich zdanie. Mogą mówić co chcą. Jesteś dla mnie najważniejszy. Jeżeli komuś nie będzie to pasowało, trudno. Kocham cię i na zawsze tak pozostanie. Inni są dla mnie nikim. Ty jesteś dla mnie wszystkim Baekhyun. - musnął moje wargi, a po chwili zaczął całować coraz namiętniej, nie pozostawałem mu dłużny. Później było słychać tylko mlaski, prośby, jęki i błaganie o więcej. 

"Boks wychodzi na dobre wszystkim oprócz samych zawodników. To oni są przez cały czas na świeczniku, to ich wszyscy opuszczają, gdy coś pójdzie nie tak. Jeden oszaleje, drugi zacznie pić, bo ten sport to wielka presja przez którą traci się zdrowy rozsądek."

Nadszedł wielki dzień. Wielki i upragniony dzień mnóstwa ludzi i Chanyeola. To dziś miała odbyć się walka dwóch najlepszych i najpotężniejszych bokserów w Korei Południowej. Nikt nie sądził, że ten dzień okaże się tragedią.
Pamiętam ten moment jak przez mgłę. Nigdy nie chciałem go zobaczyć. Nigdy nie chciałem go zapamiętać. Mimo że Chanyeol był zdaniem ekspertów skazany na porażkę, walczył z wielką ambicją, sprawiając, że pojedynek był niespodziewanie wyrównany. Zdołał trafić przeciwnika wieloma silnymi ciosami, które spowodowały m.in. rozcięcie lewego ucha i opuchliznę wokół lewego oka. Dodatkowo JungSuk - przeciwnik - doznał kontuzji lewej ręki i rozważał nawet poddanie walki. Jednak Park w miarę upływu czasu zaczął coraz bardziej słabnąć. Na początku 10. starcia przyjął on bez żadnej odpowiedzi 39 ciosów, w większości w głowę, lecz zdołał dotrwać do końca rundy. 12. runda rozpoczęła się gwałtownym atakiem JungSuka. Około 15 sekund po wznowieniu walki wyprowadził on kombinację, zakończoną prawym sierpowym w szczękę, który doprowadził do nokdaunu Chanyeola. Zamroczony zdołał z trudem wstać, lecz sędzia ringowy uznał go za niezdolnego do dalszej walki i ogłosił nokaut. Wkrótce potem stracił przytomność i został wyniesiony z ringu na noszach. Przetransportowano go do szpitala, gdzie niezwłocznie przeprowadzono operację neurochirurgiczną, mającą na celu usunięcie rozległego krwiaka podtwardówkowego. Operacja się powiodła, jednak mózg zdążył już doznać nieodwracalnych uszkodzeń. Po siedmiu dniach odłączono go od aparatury podtrzymującej życie i stwierdzono zgon. Ten dzień odmienił moje życie. Ten dzień odmienił życie rodziny Chanyeola. Ten dzień odmienił życie wszystkim ludziom, którzy uczestniczyli i oglądali tą walkę. Chciałem umrzeć. I nadal chcę. Chcę by nadal był przy mnie. Chcę by nadal obejmował mnie jakbym bym najcenniejszą osobą na świecie. Chcę by mówił te dwa magiczne i ważne dla mnie słowa. Chcę by tu był. 
Mimo, że odszedł dla mnie i mnóstwa ludzi z Korei Południowej będzie mistrzem. Będzie zwycięzcą.
Najbardziej zapamiętałem jego słowa podczas ostatniego treningu;
"Nienawidziłem każdej minuty treningu, ale powtarzam sobie, nie poddawaj się, przecierp tyle i żyj resztę życia jako mistrz"
Dla mnie na zawsze pozostaniesz mistrzem Park Chanyeol.

**~~**
mój wielki powrót.
i bardzo prosiłabym każdego kto przeczyta tego oneshota o szczerą opinię.